RZYM PŁONIE - OPIS SYTUACJI /WIKTORIA CAPUTA/

Obudziłam się słysząc ludzkie krzyki. Krzyki przerażenia. Wstałam pośpiesznie z łoża i wyjrzałam na zewnątrz z willi. Zmarszczyłam brwi, widząc dym. Czarny dym unoszący się nad Rzymem. Schowałam się szybko z powrotem do pomieszczenia i odetchnęłam. Widziałam – a raczej nie widziałam, co mnie niepokoiło – niewolników. Ich brak zestresował mnie tym bardziej. Moi rodzice – Ofelia i Anizjusz – musieli wydać im jakieś rozkazy, przez co zostałam sama.

Ach, nie przedstawiłam się. Jestem Idalia i mam 13 lat, a to powieść o tym, jak miasto mojego dzieciństwa zostało pochłonięte przez ogień.

Moja matka wpadła nagle do mojej sypialni, a ulga wkradła się na jej oblicze, gdy mnie zobaczyła. Podbiegła do mnie i otoczyła swymi ramionami.

– Idalio – powiedziała cicho, po czym odsunęła się na odległość ramienia. – Rzym płonie.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze i przymknęłam oczy.

– I co teraz? – zapytałam spokojnie, otwierając oczy na powrót.

– Uciekamy – powiedziała i wyszła pośpiesznie z pomieszczenia. Miałam ochotę zadać kilka pytań ale… No, nie zdążyłam. Nie wiedziałam gdzie mamy uciekać. Czyżby Rzymu nie dało się już ocalić? Nie wierzyłam w to. Przecież to olbrzymie miasto. Westchnęłam i wyszłam z willi.

Ludzie biegali, panował istny chaos. Ruszyłam w głąb Rzymu - tam skąd dochodził dym. Nie mam pojęcia, dlaczego tak zrobiłam, to nawet nie wydawało się rozsądne. Starałam się zawsze kierować rozumem, teraz jednak to wszystko prysło. Po prostu poszłam w stronę ognia. Jeszcze go nie widziałam, ale ludzie mijali mnie, biegnąc właśnie z tamtej strony. Dzieciństwo jest cudowne, biegałam całymi dniami po mieście razem z moją przyjaciółką (widziałam również dzieci niewolników i szczerze mówiąc nie zazdrościłam im), przez co znałam każdy zakamarek Rzymu. Zaczęło się robić coraz to bardziej gorąco. Nie dość, że słońce paliło niemiłosiernie, to jeszcze ten gorąc od ognia. Było mi słabo, zwolniłam więc, ale dalej brnęłam w stronę pożaru. Ludzi tu było dużo mniej – nie dziwiłam się temu. Po minucie, lub dwóch czy trzech wyszłam na pustą przestrzeń. Zmarszczyłam brwi widząc porozwalane domy i wille, które niegdyś tu stały. Dalej było już tylko piekło. Ogień pochłaniał wszystko: bogactwa, budynki. W moich oczach dałoby się wyczytać strach, ogarniające mnie przerażenie. Serce mi stanęło, poczułam się bezsilna. Ludzie ginęli chcąc ratować poszczególne przedmioty. Inni okradali puste już od ludzi domy. Jeszcze inni starali się coś zaradzić, gasić jakoś pożar. Wiedziałam, iż nie miało to większego sensu. Wobec tego żywiołu byli oni bezsilni. Widząc tą masakrę, zrobiło mi się jeszcze słabiej. Tyle ludzi ginęło. Niewinnych ludzi. Nogi miałam miękkie, ale podeszłam do jakiejś kobiety, która klęczała na ziemi z wiadrem obok siebie. Była w nim woda. Podniosła na mnie wzrok i wycharczała ledwo słyszalnie:

– Uciekaj, dziecko. Ratuj się.

Po czym padła na ziemię. Wrzasnęłam i kucnęłam, odwracając ją na plecy. Nie miałam złudzeń – była martwa.

Di immortales. – Warknęłam, zaciskając zęby i spojrzałam w kierunku ognia. Oczy mnie piekły. Zaczęłam kaszleć, dym drapał niemiłosiernie w gardło. Ledwo wstałam, złapałam wiadro, lecz po kilku krokach padłam na ziemię, całkiem bezsilna. Nie wiem, co ja sobie myślałam. Że powstrzymam coś takiego? Nie było to możliwe. Widziałam kilku mijających mnie ludzi, idących w stronę niszczycielskiego żywiołu. Mieli wodę, chcieli coś zaradzić.

– Uciekajcie! – chciałam krzyknąć, jednak głos ugrzązł mi w gardle. Ponownie zaczęłam się dusić dymem, oczy zaczęły mi łzawić. Mnóstwo ludzi również padało i umierało. Poczułam, że ktoś kucnął przy mnie i odwrócił w swoją stronę. Był to młody chłopak, na oko myślę, że mógł mieć ledwo ponad 16 lat. Przetarł oczy i zakaszlał. I jemu ten dym doskwierał.

– Pomocy – powiedziałam cicho czując, że odpływam. Przed oczami zrobiło mi się czarno i straciłam przytomność.