Praca konkursowa (Dixit) /ANNA KUŚ/

Numer karty „DIXIT” : 4

 

Magic Plant

Pewnej jesieni wyrosło drzewo. Nazywano go – Planetoids. Znaczyło to, że jest niezwykłe. Rosły na nim nowe planety, które potem teleportowały się w kosmos i astronomowie mogli je odkrywać. W korzeniach tego drzewa pływały różne gatunki ryb, a nad nim latały piękne ptaki. Było ono bardzo stare i rzadko spotykane. Miało brązowy, gruby pień i różnokolorową koronę. Kwitło przez cały rok. Planetoids rosło w tajnym parku, o którym prawie nikt nie wiedział. Podejście do drzewa było niemal niemożliwe, ponieważ pilnował go cały sztab strażników, którzy stali pod nim dzień i noc. Niezwykła roślina nigdy, ale to przenigdy nie pozostawała bez opieki i ochrony. Czuwało nad nim również mnóstwo botaników, którzy codziennie doglądali drzewo, czy prawidłowo się rozwija. Jednak któregoś dnia pojawił się człowiek, który zapragnął drzewa na własność.

Człowiek ten nazywał się John. Miał 28 lat i był nauczycielem przyrody, ale od dawna nie pracował w zawodzie tylko błąkał się bez celu po ulicach. Na drzewo natrafił przypadkiem, gdy wracał do domu od znajomych. Od długiego czasu planował, jak zdobyć drzewo, ale jego plany nigdy nie zostały zrealizowane. Za każdym razem strażnicy przyłapywali go i dawali ostrzeżenia, a ostatnio już zaczęli nawet go karać.

Niestety pewnej bardzo gorącej nocy strażnikom zabrakło wody, której mogliby się napić. W wyniku tej sytuacji wszyscy zemdleli. Drzewo zostało bez opieki. John, który cały czas siedział w oddalonych o kilka metrów krzakach, obserwował całą sytuację i postanowił ją wykorzystać. Podszedł do magicznego drzewa i już miał siekierę w ręce, ale na szczęście jeden ze strażników się ocknął i przegonił intruza. W ten sposób uratował drzewo. Po chwili część z nich wysłał po wodę do pobliskiej studni. Na warcie została tylko połowa strażników. Gdy drzewo było tylko w połowie chronione, John po raz kolejny próbował zdobyć magiczną roślinę, lecz znów poniósł porażkę. Wracający strażnik zauważył go i ochronił Planetoids. John za karę został zamknięty w więzieniu na dwa miesiące. Próbował uciec z więzienia, ale mu się to nie udało. Podczas odbywania kary miał mnóstwo czasu na to, aby wymyślić kolejny plan zdobycia drzewa, którego tak bardzo pragnął. Polegał on na tym , aby zaczekać, aż słońce zajdzie i wtedy rozpylić proszek usypiający z drzewa znajdującego się obok. Plan miał na celu unieszkodliwienie strażników. Dzięki temu, John mógłby osiągnąć swój cel.

Dzień po wyjściu z więzienia wcielił swój plan w życie. Był już na sąsiednim drzewie i zaczął rozsypywać proszek. Niestety nie przewidział tego, iż proszek może zaszkodzić drzewu. Roślina w ekspresowym tempie zaczęła więdnąć. John zszedł szybko i biegł po botanika, żeby uratował drzewo. Mężczyzna przerażony całą sytuacją na chwilę osłupiał, lecz po chwili zaczął walczyć o życie drzewa. Obiegł go wokoło i zauważył, że w pniu jest duża dziura, która powstała w wyniku dostania się proszku do szczeliny. Botanik wpadł na pomysł, żeby w dziurę włożyć bryłę, która składała się z odłamków wszystkich planet, które do tej pory wyrosły na drzewie. Na szczęście miał przy sobie takowe odłamki planet.

-Coś ty najlepszego narobił?! Moje odłamki miały inne przeznaczenie - powiedział botanik.

-  Nie marudź! Pośpiesz się! Ratuj moje drzewo! - odpowiedział John.

-  Przecież się staram! Już to łącze żywicą ze sobą i umieszczam w szczelinie.

-  Szybciej! Uważaj piorun!

-  Nic mi nie jest. Zdążyłem się odsunąć - oznajmił botanik.

Zrobiło się bardzo jasno i nic nie było widać. Po czym błysk nagle zniknął i można było zobaczyć jak Planetoids się odradza oraz staje się jeszcze piękniejsze niż było. John, gdy zobaczył, że drzewu nic nie zagraża, szybko uciekł.

-  Gdzie biegniesz?! Poczekaj tu ze mną! Musimy porozmawiać!- krzyczał botanik.

John nie zważając na krzyki botanika, nadal uciekał. Przez ten czas strażnicy zdążyli się obudzić.

-Co się stało?!- zapytał z przerażeniem jeden ze strażników.

-  Już dobrze. Wszystko w porządku. Uratowałem magiczne drzewo - powiedział botanik.

-  Ale jak to?! Dlaczego potrzebowało pomocy?! Co się stało?!- krzyczał strażnik.

-  Ktoś chciał je ukraść i rozpylił proszek, który zaszkodził drzewu i wam- tłumaczył przejęty botanik.

-  Nie wiem kto to był. Próbowałem go zatrzymać, ale nic z tego - mówił dalej .

Po kolejnej nieudanej próbie John postanowił na jakiś czas dać sobie spokój. Dopiero po 2 latach zdecydował się na podjęcie kolejnej próby zdobycia upragnionej rośliny.

 

Zadecydował, że przebierze się za jednego ze strażników, którzy strzegą drzewa. Pojawił się jednak problem. John nie miał skąd wziąć munduru strażnika. Późnym wieczorem zakradł się do składu, gdzie strażnicy trzymali broń i mundury. Wziął jeden z nich i się w niego ubrał. Przeczekał całą noc w składzie. Nad ranem, gdy zmieniała się warta, szybko wybiegł z miejsca, gdzie spędził całą noc i podbiegł do strażników, którzy maszerowali w stronę magicznego drzewa. Razem z nimi ustawił się wokół niego i przez kilka godzin stał z nimi na warcie. Przez ten czas zauważył, że z drzewa wystaje pęd.

Gdy strażnicy mieli już udać się na spoczynek, podszedł szybko do wystającego pędu i urwał go, po czym włożył do kieszeni. Następnie poszedł do składu i przebrał się z powrotem w swoje ubrania. Z ostrożnością wyjął pęd z munduru, po czym włożył go do kieszeni swoich spodni. Gdy już to zrobił, cicho wyszedł ze składu i poszedł do domu. W domu szybko poszukał dużej doniczki i zasadził w niej pęd oraz obficie go podlał. John był bardzo szczęśliwy, że udało mu się go zdobyć .

Przez kilka kolejnych miesięcy mężczyzna opiekował się pędem Planetoids, czerpiąc wiedzę z książek botanicznych. Pierwsze dni były bardzo ciężkie, ponieważ mała roślinka potrzebowała stałej opieki. Gdy tylko John się oddalał, ona więdła, dlatego wszędzie ją zabierał. Ta sytuacja powodowała, że patrzono na niego jak na dziwaka. Sadzonka stawała się coraz większa i uniemożliwiała mu normalne funkcjonowanie. W tej sytuacji poprosił zaprzyjaźnioną sąsiadkę, aby przynosiła mu zakupy. Nazywała się ona Bethani. Była w jego wieku i pracowała jako ogrodniczka. Mężczyzna musiał jej powiedzieć, dlaczego poprosił ją o przynoszenie zakupów. Bethani, gdy się o tym dowiedziała, bardzo chciała zobaczyć magiczne drzewo, więc był zmuszony do pokazania swojej roślinki. Sąsiadka obiecała, że nie wyjawi jego tajemnicy i będzie mu pomagać. Sąsiedzi bardzo szybko nawiązali ze sobą więź. O wszystkim sobie mówili tak, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Po pewnym czasie Bethani i John się w sobie zakochali. Wyznali sobie miłość w Walentynki pod magicznym drzewem. Kobieta przeprowadziła się do Johna i od tamtego czasu żyli razem w zgodzie, opiekując się magicznym drzewem.

Pęd wyrósł na małe drzewko i nie mieścił się już w małej doniczce, dlatego musieli kupić o wiele większą. Roślinę nazwali Rowenbes. Przez kolejne 5 lat drzewko rosło w ich domu. Stawało się wyższe, masywniejsze, na gałęziach wyrosły mu liście. Zaczęło ono również kwitnąć, a przekwitnięte kwiaty przekształcały się w małe gwiazdy, które nocą leciały w niebo.

Mijały kolejne lata. Roślina przerodziła się w potężne i piękne drzewo. John i Bethani musieli powiadomić odpowiednie instytucje, ponieważ Rowenbes stało się tak duże, że nie mieściło się już w domu. Ludzie, którym powierzono informacje na temat drugiego magicznego drzewa przyjechali go obejrzeć.

Następnego dnia przed ich dom wjechał sprzęt, który miał przetransportować Rowenbes do tajnego parku, gdzie rosło Planetoids. Rowenbes nie potrzebowało już opieki i mogli swobodnie go zostawić. Przewiezienie drzewa się udało, lecz ludzie, którzy widzieli drzewo, domagali się wyjaśnień. Chcieli wiedzieć co to za drzewo, skąd się wzięło i dlaczego jest takie ważne. Mieszkańcy dowiedzieli się wszystkiego o magicznych drzewach i ich historii. Park, w którym rosły magiczne rośliny otwarto i okrzyknięto go publicznym. Nikt już nie pilnował drzew i od tej pory można było ich dotknąć. Park nazwano także Magic Plant Park. John i Bethani codziennie odwiedzali magiczne rośliny.

Pewnego dnia w parku John oświadczył się Bethani. Trzy miesiące później zakochani wzięli ślub w magicznym parku. Niestety ich szczęście nie trwało długo. W mediach podano informację, że pojawił się wirus, który jest bardzo niebezpieczny. Każdego dnia zarażał setki, a nawet tysiące osób. Ludzie na całym świecie wpadli w panikę. W ogromnych ilościach kupowano produkty niezbędne do życia. Sytuacja z każdym dniem się pogarszała. John i Bethani martwili się o swoje zdrowie, lecz nie zaprzestali odwiedzania magicznych drzew. Rządy wszystkich państw na całym świecie ustaliły, że pomiędzy ludźmi musi być dwa metry odstępu. Małżeństwo bardzo tego nie lubiło, lecz kontynuując swoją codzienną tradycję, musiało się do tego przyzwyczaić. Świat był pogrążony w zakłopotaniu. Nikt nie wiedział co robić i jak znaleźć lek na wirusa. Nazwano nową chorobę Miodit-21. Okazało się, że choroba jest przenoszona przez pyłki, które roznoszą pszczoły. Trzy tygodnie po pojawieniu się wirusa odkryto, że przenosi się on też przez kaszel i kichanie osób zakażonych. Osoby chore miały zazwyczaj bardzo wysoką gorączkę, bóle głowy oraz problemy z oddychaniem. Światowa organizacja zdrowia zaleciła, aby każdy zasłaniał usta i nos. Pszczelarze byli przeciwko używaniu odkażających środków chemicznych, ponieważ jednogłośnie stwierdzili, że pszczoły są bardzo potrzebne, a chemikalia im szkodzą. John i Bethani byli zaniepokojeni nową sytuacją i szukali rozwiązania. Ludzie zaczęli masowo umierać. Szpitale były przepełnione. John wpadł na pomysł, aby spróbować wykorzystać, magiczne drzewa do produkcji szczepionki. Zebrał wszystkich okolicznych lekarzy oraz botaników i przedstawił im swój plan. Polegał on na tym, aby w pniu drzew wywiercić kilkucentymetrowe dziurki i włożyć do nich małe rurki. Zebrani poparli pomysł mężczyzny oraz wyrazili zgodę na jego realizację . Plan został wcielony w życie. Do parku przyniesiono specjalny sprzęt, rurki oraz pojemnik na sok. Ludzie wywiercili dziury w obu drzewach i włożyli do otworów rurki oraz podstawili pod nie wiadra. Sok przeszedł specjalne badania. Tak jak myślano, sok nie zwierał bakterii oraz żadnych innych skażeń. Soki z obu drzew zmieszano. W specjalnych warunkach sanitarnych przywieziono kilkoro zakażonych ludzi, którzy wyrazili zgodę na przeprowadzenie testu działania nowej szczepionki. Wszystko poszło zgodnie z planem. Pacjentów zaszczepiono i wysłano do domów.

Po kilku dniach zostali oni wezwani na badania kontrolne. Lekarze stwierdzili, że pomysł Johna był strzałem w dziesiątkę. Pacjenci byli zdrowi i czuli się bardzo dobrze. Cały świat obiegła informacja, że udało się znaleźć lek na Miodit-21. Zaczęto masowo pozyskiwać sok z Rowenbes oraz Planetoids. Odkryte lekarstwo importowano na cały świat. Zaszczepiono nim miliony ludzi. Sytuacja na świecie się polepszała. Ludzie przestali się bać choroby, a wszystkie obostrzenia zniesiono. Niestety John zachorował na Miodit-21. Bardzo źle się czuł i musiano go przewieść do szpitala. Na nieszczęście w tym dniu, gdy John potrzebował pomocy, z drzew nie można było pozyskać cennego soku i uniemożliwiło to zaszczepienie mężczyzny. John poprosił lekarzy, aby przewieziono go do parku i położono pod drzewami. Jego prośbę spełniono. Cały czas była przy nim jego żona Bethani. Oboje leżeli przez kilka godzin pod drzewem, przypominając sobie wszystkie szczęśliwe chwile. Niestety John zmarł. Bethani opłakiwała go pod drzewami i wtedy zdarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Drzewa wypuściły małe gałązki, które chwyciły zmarłego Johna i zaczęły go w coś przemieniać. Po kilku chwilach magiczne drzewa podniosły go jeszcze wyżej. John za sprawą magicznych drzew zamienił się w księżyc. Poszybował w niebo i od tej pory świecił codziennie, gdy tylko się ściemniło. Tego dnia Bethani również zaraziła się wirusem. Magiczne drzewa nadal nie produkowały cennego lekarstwa i nie dało się zaszczepić Bethani. Ona również poprosiła o przeniesienie jej pod drzewa i zmarła w tym samym miejscu co jej małżonek. Podobnie jak John została przemieniona, lecz nie w księżyc a w gwiazdę polarną. Świeciła ona najmocniej z wszystkich gwiazd, dlatego łatwo ją było odróżnić. Byli znów razem. Pod drzewami umieszczono tablicę z ich inicjałami.

Kilka dni po tym wydarzeniu drzewa znowu zaczęły produkować sok. Po kilkudniowym postoju zaczęto znów eksportować lek i szczepić ludzi. Po roku od wykrycia wirusa udało się go usunąć. Ludzie wrócili do normalnego życia i nie przejmowali się już ostatnimi wydarzeniami. Niestety przez to, że z magicznych roślin pobierano ogromne ilości soku, czyli produktu niezbędnego do ich życia, Rowenbes i Planetoids zaczęły więdnąć. Pomimo starań nie udało się ich uratować. Magiczne drzewa zwiędły. Botanicy byli załamani, a z drugiej strony podziwiali jak drzewa więdły. Zaczęły się one rozpadać i zamieniać w pył, który rozwiewał wiatr. Od tej pory nikt na świecie nie wspomniał o magicznych drzewach, a ludzie żyli bez magicznych roślin i niczym się nie przejmowali. Wiedli spokojne życie bez magii, a John i Bethani, świecąc na niebie codziennie, przypominali im o tym, że kiedyś istniały magiczne drzewa.