Praca konkursowa (Dixit) /WIKTORIA CAPUTA/

Numer karty „DIXIT” : 4

 

„Pisarz”

Julius przyglądał się bacznie swojej mapie… To nie była zwykła mapa. Pokazywała ona miejsce pobytu innych Pisarzy. Od wieków była pusta, a gdy już pojawiał się na niej jakiś punkt, łącznie ze zdjęciem owego Pisarza, Julius od razu ruszał zgładzić tą osobę. Chciał sam panować nad wszystkimi wydarzeniami: i tej, i innych bajek. Jednak od niespełna tygodnia coś go niepokoiło – punkt na mapie nie był, tak jak zwykle, niebieski… Był on krwistoczerwony. Mężczyzna nie ruszył się z miejsca, by wyeliminować tę istotę, był ciekaw, co to wszystko oznacza. Odłożył przedmiot na bok i wziął samo zdjęcie, które pojawiło się razem z kropką. Na fotografii uchwycona była dziewczyna, a z kilku informacji, które były wypisane na rewersie obrazu, wiedział, że ma ona piętnaście lat, oraz że ma na imię Alyssa.

Wpatrywał się intensywnie w dziewczynę, gładząc ręką swoją brodę.

- Kim ty jesteś..? – zapytał cicho sam siebie – I jak możesz mi zaszkodzić?

+

Młoda piętnastolatka siedziała – jak zwykle – sama w pokoju, czytając książkę. Było cicho i to jej odpowiadało. Po powrocie ze szkoły po prostu rzuciła plecak w kąt pokoju, sięgając po jeden z jej ulubionych egzemplarzy: „Szóstka Wron”, autorstwa Leigh Bardugo. Gdy po raz pierwszy ją przeczytała, od razu pokochała bohaterów – Kaza czy Inej – opisy sytuacji, czy samą atmosferę, którą wywoływała jej treść. Alyssa po prostu uwielbiała do niej wracać, za każdym razem książka poprawiała jej humor. Niestety nie tym razem. Dziewczyna była pogrążona w żałobie po rodzicach. Poprzedniego wieczora, gdy byli całą rodziną u ciotki Niny, dom spłonął. Niemal cały. Jedyne co się uratowało to książki. Niestety zmarła też większa część rodziny – w tym Jennifer i Denis O’Connell, rodzice Alyssy. Ciocia Nina osobiście zamieszkała u ciemnowłosej dziewczyny, by opieka społeczna jej nie wsadziła do domu dziecka. Kobieta wiedziała, że jej siostrzenica kochała wręcz swój pokój. Nie dziwiła się temu. Ściany miały ciepłe odcienie, a całe pomieszczenie było przytulne. Zmieściło się tam małe łóżko oraz biurko, lecz znaczną część pokoju zajmowały półki z książkami.

W rogu pokoju leżał beżowy dywan, gdzie zwykle czytała czy pisała. Tam również płakała. Opisując Alyssę, można by się posłużyć zaledwie kilkoma słowami: miła (nie licząc tego wcześniejszego przykładu, gdy ktoś zajmował jej miejsce), odważna i tajemnicza. Tak, dziewczynie nie można było tego odmówić. Była dość szczupła, a jej cera blada. Włosy dziewczyny były jasne, w przeciwieństwie do oczu, które były całkiem ciemne, jednak na co dzień czaiły się w nich wesołe iskierki. Teraz te oczy stały się zimne, wręcz lodowate, można byłoby się  wzdrygnąć, gdy nastolatka posłałby ci puste spojrzenie.Po pokoju rozległ się dźwięk pukania. Alyssa podniosła głowę znad książki i skierowała swój wzrok  na           drzwi. Uchyliły się i zza futryny pojawiła się głowa ciotki.

-   Będziesz jadła pizzę, czy zamówić ci twojego ulubionego kurczaka po chińsku z ryżem? – zapytała półszeptem, niemal niepewnie.

Piętnastolatka odłożyła książkę na bok, a  głowę odchyliła do tyłu.

-   Nie jestem głodna, ciociu – powiedziała i cicho parsknęła. Złapała się rękami za głowę, zwieszając ją w dół.

– Kurczak będzie okej – mruknęła, wiedząc, że tylko tak pozbędzie się Niny.

Gdy kobieta wyszła, zamykając cicho drzwi, Alyssa wrzasnęła z rozpaczy i podwinęła nogi do siebie. Złapała za swoje włosy, zamykając oczy, a po policzkach popłynęły jej łzy. Była teraz niczym jedna wielka kulka rozpaczy. Po minucie czy dwóch odetchnęła, opuściła ręce, wyprostowała nogi i oparła się plecami o ścianę. Otarła policzki wierzchem dłoni i wzięła na powrót książkę do ręki. Czytała spokojnie przez jakieś piętnaście minut, gdy spomiędzy stron wypadła cieniutka karteczka. Zmarszczyła brwi, chwytając ją do ręki. Przeczytała te pięć słów i odłożyła znów książkę na bok. Przeskanowała zawartość kartki jeszcze raz, po czym uniosła wzrok, wbijając go w ścianę z mieszanymi uczuciami i myślami.

„Chica, wszystko ma drugie dno.”

Kilka chwil później, zwróciła znów oczy ku książce i zaczęła ją kartkować w poszukiwaniu kolejnych wiadomości. W głowie jednak buczało jej tylko jedno słowo.

Chica. Chica. Chica.

Tylko ojciec ją tak nazywał. Kilkadziesiąt stron dalej była umieszczona kolejna kartka. Dziewczyna ją przeczytała. Usta jej zadrżały z bezsilności. Co to wszystko znaczyło? Przewróciła całą książkę, kartka po kartce, lecz nie znalazła nic więcej. Siedziała więc tak pod ścianą, rozmyślając. Niemal na pewno napisał to jej tata. Jednak on był martwy. Zmarszczyła brwi. A może jednak żył? Nie, to niemożliwe. „Zbyt dużo myślę, popadam w paranoję” – pomyślała. Głos ciotki, wołający ją na obiad, przebił się przez jej myśli. Wstała i ruszyła do drzwi. Zanim je otworzyła, spojrzała jeszcze raz na kartki. Cicho wzdychając, wyszła z pokoju.

„Książki. Skup się na książkach, muchacha.”

++

Trzy dni później odbył się pogrzeb jej rodziców i reszty rodziny, która zginęła w pożarze. Było tu zdecydowanie zbyt dużo osób, a Alyssa nie lubiła przepychu. Stała z boku, słuchając wujka… Wujka. Nie pamiętała nawet jego imienia. Nieopodal stał chłopak, na oko mógł być w jej wieku, co najwyżej rok czy dwa starszy. Nie poznawała go, nawet nie kojarzyła. Była stuprocentowo przekonana, że widzi go po raz pierwszy w życiu, a znała – chociażby z widzenia

–  każdego kto tutaj był. On również się jej przyglądał, ale gdy skrzyżowali swoje spojrzenia, szybko   odwrócił   wzrok. Alyssa prychnęła.

„Jeśli nie chcesz być dostrzeżonym, nie wykonuj gwałtownych ruchów” – pomyślała. Chłopak był wyższy od niej – to na pewno. Miał ciemniejszą cerę od niej, a blond włosy sięgały mu po ramiona. Z wyglądu przypominał tego miłego chłopaka z osiedla, który zawsze mówił

„Dzień dobry” i pomagał w złapaniu kota, gdy ten ucieknie. Nastolatka jednak nie była co do niego przekonana. Zaczęła mu się dokładnie przyglądać z grymasem niezadowolenia na twarzy. Nie zauważyła nawet, kiedy ceremonia się skończyła, a trumny wylądowały w dziurze.

Ciocia Nina podeszła do niej i rzuciła szybko:

-   Chodź do domu, zaraz wszyscy będą ci chcieli składać kondolencje.

-   Ciociu… Przejdę się sama. Potrzebuję tego – uśmiechnęła się sztucznie – Nic mi nie będzie.

Kobieta spoglądała przez chwilę na nią niepewnym spojrzeniem, po czym pokiwała smętnie głową, ruszając powoli w stronę samochodu stojącego na parkingu. Alyssa odwróciła się w kierunku, w którym wcześniej stał chłopak. Dalej tam był i tym razem nie odwrócił spojrzenia. Gdy jednak zaczęła iść w jego stronę, widać było, że lekko się spiął i ruszył w stronę drugiego wyjścia z cmentarza. Obaj wyszli na drogę, a dziewczyna dalej szła za chłopakiem, nie spuszczając z niego wzroku. Gdy wyszli na prostą, znacznie przyśpieszyła – o dziwo, on tego nie uczynił. Zrównała się z nim ramieniem i złapała go stanowczo za rękę, stając w miejscu.

-   Kim jesteś? – zapytała ostro, przyglądając się jego oczom.

Dostrzegła w nich strach i natychmiastowo złagodniała.

-   Nazywam się Magnus. – mruknął cicho – Magnus Falahee.

Zmarszczyła brwi. Nie mieli, o ile jej było wiadomo, w rodzinie nikogo o takim nazwisku. Spojrzała na niego znaczącym spojrzeniem, mówiącym: „I? Coś więcej?”. On przymknął oczy, wzdychając cicho, Skoncentrował się, a po chwili się rozluźnił.

-   Jeśli chcesz wszystko wiedzieć, spotkajmy się tu jutro – powiedział szybko.

–  Przyjdź sama. Nikogo nie informuj o tym. Wiem, że to brzmi podejrzanie, ale… - skrzywił się – Tylko tak dowiesz się prawdy o rodzicach… I nie tylko.

Wyrwał jej się i pobiegł prosto, a Alyssa stała na środku chodnika, jak zaczarowana.

-  Rodzice – powiedziała cicho. Przełknęła ślinę i opuściła rękę, w której go trzymała. Zacisnęła usta, potrząsnęła głową i ruszyła w stronę domu. Przyjdę tu – pomyślała – i dowiem się wszystkiego. Muszę to zrobić.

++

Następnego dnia Alyssa obudziła się gwałtownie, zalana potem. Koszmary. Przetarła twarz ręką, natychmiastowo wstając. Rozciągnęła się, ziewając. Pierwszą jej myślą był Magnus. Za wszelką cenę chciała się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Nie wiedziała jednak, o której ma być w tamtym miejscu. Dziś był piątek. Szkoła. Przygryzła delikatnie wargę i podeszła do biurka, przy którym leżał jej plecak. Już miała zacząć się pakować, gdy jej uwagę przykuła biała kartka A4, leżąca na biurku. Przeczytała szybko napis, który na niej widniał, po czym zgarnęła ją jedną ręką i zgniotła.

„15.30. Nie spóźnij się. M.”

Skąd ta kartka się tu wzięła? Odetchnęła głęboko i spróbowała odgonić negatywne myśli z umysłu. Spakowała potrzebne zeszyty do szkoły i podeszła do szafy. Wzięła standardowo czarne dżinsy, szarą koszulkę, którą w nie włożyła, a na to zarzuciła czerwoną bluzę na zamek. Spojrzała na siebie w lustrze, które było w drzwiach szafy i biorąc do ręki gumkę, spięła włosy w wysokiego kucyka. Zamknęła drzwi mebla, wzięła swój plecak, który zarzuciła na ramię oraz telefon. Wyszła z pokoju, od razu kierując się do wyjścia z domu. W domu było pusto, ciocia pewnie już była w pracy. Dziewczyna dostrzegła leżące na stole kanapki i niemal się uśmiechnęła. Chwyciła jedną do ręki, wychodząc z domu, poprzednio jeszcze ubierając srebrnobiałe adidasy i ciemną kurtkę. Zamknęła drzwi na klucz i jedząc powoli kanapkę, ruszyła w kierunku szkoły.

++

Wybiła równo piętnasta, a dzwonek rozbrzmiał w uszach. Alyssa chwyciła za plecak i mrucząc w stronę nauczyciela ciche „do widzenia” , wybiegła wręcz z klasy, a później ze szkoły, wcześniej biorąc jednak kurtkę z szatni. Szybkim krokiem ruszyła na umówione miejsce spotkania, nie chcąc się spóźnić. Zerknęła na zegarek, który wskazywał piętnastą dwadzieścia cztery. Nastolatka mijała szybko ludzi, biegnąc już, by być na czas. Piętnasta dwadzieścia sześć.

-   Szybciej, Al, szybciej – warknęła sama do siebie.

Piętnasta dwadzieścia siedem. Nie mogę się spóźnić. „On może zniknąć” – pomyślała. Piętnasta dwadzieścia osiem. Jest! Stał tam, ubrany w te same ubrania co wczoraj. Mimowolnie uśmiechnęła się szeroko i sprintem pokonała dzielące ich metry. Zatrzymała się tuż przed nim, mając poważną już minę. Zerknęła na zegarek, który wskazywał piętnastą dwadzieścia dziewięć.

-  Minuta przed czasem. Brawo – powiedział z uśmiechem. – A więc… Chcesz wszystko wiedzieć, hm?

Pokiwała szybko głową, odgarniając z twarzy pojedyncze kosmyki włosów i starając się wyrównać oddech po biegu.

-   Po prostu ci pokażę. Chodź – złapał dziewczynę za rękę i zaczął prowadzić.

Po niecałych dziesięciu minutach marszu, przez które nie odzywali się do siebie, stanęli w ślepej uliczce. Była dosyć wąska, miała może z dwa, trzy metry szerokości.

-  Idź – powiedział, a Alyssa ruszyła prosto, nie myśląc już o niczym. Chciała prawdy. Pragnęła jej. Przy ścianie, która kończyła uliczkę, leżała książka. Była otwarta. Kucnęła marszcząc brwi.

-   Dlaczego ona jest pusta? – zapytała.

Zobaczyła kątem oka, że Magnus kuca obok niej.

-  To nie jest zwykła książka. Dotknij jej. Ostrożnie. Połóż całą prawą dłoń na lewej stronie i powiedz najlepszy, według ciebie, cytat, ze swojej ulubionej książki. Albo po prostu ulubiony krótki fragment. – uśmiechnął się zachęcająco, a piętnastolatka wzruszyła ramionami, kładąc dłoń na pustej stronie książki.

Inej zaproponowała mu kiedyś, że nauczy go, jak upadać – wyrecytowała z pamięci. – Sztuka polega na tym, żeby nie upaść, odpowiedział jej wtedy ze śmiechem. Nie, Kaz. Sztuka polega na tym, żeby znowu się podnieść.

Gdy skończyła mówić, obraz wokół niej się rozmazał, tak jakby traciła świadomość. Otoczyła ją biel. Potem nie widziała nic. A chwilę później stała na polanie, wokół latały motyle, a słońce było w zenicie.

-  Co do…? – zdążyła powiedzieć, a później ktoś na nią spadł. Dosłownie. Wydała z siebie stęknięcie z bólu. Po chwili ciężar opuścił jej plecy.

-   Wybacz, jeszcze z nikim nie podróżowałem – Usłyszała nad sobą głos Magnusa.

Chłopak podał jej rękę, a ona przyjęła ją, wstając. Otrzepała spodnie rękami i rozejrzała się.

-   Co się tak właściwie stało? – zapytała, kierując swój wzrok na nastolatka.

-   Jesteśmy w książce – powiedział, jak gdyby nigdy nic.

-   Słucham? Czy ty powiedziałeś w książce? – uniosła brwi, zanosząc się histerycznym

śmiechem – Nie, nie, nie. Pewnie mnie zadźgałeś w tej alejce, nie żyję, prawda?

-  Że co? Nie, nie umarłaś. Żyjesz – podszedł do dziewczyny i złapał ją za ramiona, posyłając jej uspokajające spojrzenie – Jest okej. Uspokój się. Chcesz znów mieć rodziców? To usiądźmy, a ja ci wszystko wytłumaczę, dobrze?

Magnus usiadł na trawie, a ona zrobiła to samo. Odetchnęła głęboko i spojrzała na niego.

-  No więc… Postaram się to powiedzieć jak najprościej i jak najkrócej. Ja jestem z normalnego świata – tak jak ty. Istnieją jednak na świecie Pisarze. Mają oni… moc? Tak to chyba mogę nazwać. Wszystko co napiszą i chcą, by się wydarzyło, po prostu się dzieje.

Można również podróżować między książkami. Z tego co się połapałem, Pisarz może napisać wszystko, zmusić każdego do wszystkiego. Oczywiście muszą być pewne reguły, inaczej to by nie miało sensu. Po pierwsze, Pisarz nie może do niczego zmusić innego Pisarza. To znaczy, pisząc oczywiście. Po prostu to nie działa. Po drugie, Pisarz pisząc, nie może w żaden sposób zaszkodzić innemu pisarzowi. Czyli nie można napisać o innym Pisarzu, by umarł.

Rozumiesz? – uśmiechnął się delikatnie. – Pisarz nie może również przywracać zmarłych do życia. I jeszcze… Ah, no tak. Żeby pisarz kogoś zabił, potrzebuje znać imię i nazwisko oraz wygląd tej osoby. Musi opisać ją przecież. Takie cztery podstawowe zasady.

-   Bycie Pisarzem… Od czego zależy, czy nim jesteś?

-  Rodzisz się nim albo po prostu nim stajesz. Tak po prostu. Nie można tego podarować. Nie można tej roli zlikwidować. Chyba, że jesteś Mówcą. Mówca może wszystko. To taka… Mm, lepsza wersja pisarza. Na początku również pisze, a wszystko to się dzieje. Tylko że Mówcy nie dotyczą zasady. Ma tak jakby władzę absolutną. Potężniejszy Mówca... Cóż, to tylko legenda, ale myślę, że jest prawdziwa. Kiedyś istniał pewien Mówca, który stał się tak potężny, że mógł jedynie coś wypowiedzieć, aby to się działo. Nie musiał pisać, wystarczyło, że czegoś chciał. Poza nim, istnieli tylko trzej Mówcy. To bardzo, bardzo rzadkie.

Alyssa pokiwała smętnie głową. Westchnęła i przetarła twarz ręką.

-  Ale od pewnego czasu… Jest inaczej. Książka, w której jesteśmy, nosi tytuł dosłownie „Ta Książka”. Napisał ją, albo raczej cały czas pisze, bardzo potężny Pisarz Julius Paulson.

Rządzi on teraz wszystkim co istnieje… Wszystkimi książkami. Światem zewnętrznym. On ma mapę… Mapę, na której pokazują mu się wszyscy nowi Pisarze. Od razu wyrusza ich zabić.

-   Ale mówiłeś, że nie może… - nastolatka zmarszczyła brwi, jednak chłopak jej przerwał.

-  Nie pisząc. Ale własnoręcznie oczywiście. Julius chce panować nad wszystkim. Eliminuje każdego po kolei.

Zamarła.

-   To… Straszne – przyznała. – A ty co tu robisz?

-  Ja… – chłopak zwiesił głowę – Służyłem Juliusowi. Oczywiście nie z własnej woli. Zmusił mnie, poprzez pisanie. Kazał mi ciebie znaleźć. To on stoi za pożarem.

W oczach dziewczyny zapłonął ogień furii.

-   Czy on zabił..?

-  Nie. Oni żyją. On chce cię zwabić do siebie. Jesteś dość… Jak to określił?... Szczególnym okazem. Normalne kropki na jego mapie, które pokazują miejsce pobytu Pisarzy, są niebieskie i małe. Twoja była… Czerwona. I duża. Nikt nie wie, o co chodzi.

Skrzywiła się. Niczego nie rozumiała, a dodatkowo stało się… To. To właśnie ona stała się obiektem polowań tego Juliusa.

-   Okej… Okej. Magnus, przedstawiłeś mi się. Ja jestem…

-   Alyssa O’Connell – znów jej przerwał.

-   Czekaj, co..? Skąd to wiesz?

-  Gdy pojawia się nowy Pisarz, przy mapie pojawia się jego zdjęcie, a z nim imię oraz wiek Pisarza. A nazwisko pisało na kwiatach nagrobnych – uśmiechnął się lekko – Wiem, że masz piętnaście lat w tym roku. Ja mam szesnaście.

-   Hm. Niech będzie – burknęła pod nosem.

-  Mogę coś przetestować? Sprawdzimy czy, no wiesz, jesteś Pisarzem. Skoro pojawiłaś się na mapie i w ogóle…

Magnus wyciągnął z kieszeni kawałek kartki i długopis, a wtedy Alyssa zorientowała się, że nie miała przy sobie plecaka. Zdała sobie jednak sprawę, że to nie jest teraz najważniejsze. Chłopak podał jej obie rzeczy, a ona złapała je pewnie. Napisała proste zdanie: „Niech obok Alyssy i Magnusa wyrośnie ogromny dąb”. Odłożyła kartkę na bok, a ona zalśniła. Albo sprawiała tylko takie wrażenie. Nastolatka spojrzała na chłopaka niepewnie, a po chwili blask słońca, który padał na jego twarz, zniknął, a na jego miejsce pojawił się cień. Magnus rozpromienił się, a gdy dziewczyna postanowiła się odwrócić, jej oczom ukazało się naprawdę olbrzymie drzewo.

-  Oh… Czyli ja jestem… Pisarzem? – zapytała niepewnie, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

-  O tak, Alysso. Jesteś Pisarzem. I to dość niezłym, patrząc na to, że udało ci się wyhodować drzewo za pierwszym razem – zachichotał – To co, gotowa odbić rodziców?

Nikt tak naprawdę nie wie, co w nią wstąpiło, ale przytuliła Magnusa, szczerze się przy tym śmiejąc. On również otoczył ją swoimi ramionami. Wiedziała, że to jest początek dobrej przyjaźni. W jej głowie zamigotał obraz, to, jak się spotkali. Nie było to najmilsze. Jednak w dobrych znajomościach dobre było to, że nie pamiętało się, jak się zaczęły, tylko szło się dalej.

-   Pewnie, że tak. Tylko… Mm, musisz mi załatwić więcej kartek. I musisz mnie nauczyć, jak wszystko tworzyć. Wiesz…

Alyssa odsunęła się delikatnie od chłopaka.

-  Wiem. Najpierw jednak… - jego oczy zrobiły się większe, zabłyszczała w nich panika. Chwycił mocno jej rękę.

–  Nigdzie stąd się nie ruszysz, panno O’Connell – odezwał się nienaturalnym głosem. Dziewczyna wydała z siebie okrzyk, o oktawę wyższy niż zazwyczaj. Złapała za długopis drugą ręką i nabazgrała szybko na kartce kilka słow. Uścisk Magnusa zelżał, a oczy wróciły do normy.

-   O Boże, Alysso, ja… Jak ty to zrobiłaś? – zapytał, przełykając głośno ślinę.

-   No napisałam. Na kartce – podała mu ją, a on uniósł lekko brwi.

-  „Magnus Falahee nigdy już nie będzie kontrolowany przez Juliusa Paulsona”. Dziękuję ci, ale… Zwykły Pisarz nie powinien móc przezwyciężyć woli drugiego. Szczególnie takiego jak Julius… - oczy Magnusa niemal wyszły z orbit. Wypuścił kartkę z dłoni i spojrzał na Alyssę ze… Strachem?

-   Co to znaczy..? – zapytała, nie wiedząc, czy chce znać odpowiedź.

-  Alysso… Ty nie jesteś Pisarzem – zmarszczyła brwi na jego słowa. Przecież jeszcze przed chwilą mówił, że… Oh.

Po okolicy rozległ się dźwięk krakania. Dziewczyna uniosła swój wzrok i zobaczyła wrony.

„O, ironio” – mruknęła posępnie w myślach.

-   To ptaki Juliusa – odezwał się nerwowo nastolatek. – Alysso, zrób coś!

Dziewczyna złapała za kartkę i szybko zapisała na niej kilka słów. Przed nimi pojawiły się białe drzwi. Piętnastolatka złapała za klamkę i otworzyła je. Za nimi ukazała im się dokładnie taka sceneria, o jakiej myślała dziewczyna. Wyglądała ona dokładnie tak, jak wyobrażała sobie Baryłkę z „Szóstki Wron”. Kręciło się tam mnóstwo ludzi. Wiedziała, że to któryś z tamtejszych       gangów,       prawdopodobnie      Szumowiny.       Gang      Kaza       Brekkera.

-  No chodź. Bo cię wrony zjedzą – złapała Magnusa za rękę i przeszła razem z nim przez drzwi. Odwróciła się, ale ich już tam nie było.

Ludzie mijali tę dwójkę, nie zwracali na nich większej uwagi. Alyssa spojrzała na swojego przyjaciela z lekkim uśmiechem, po czym skierowała swój wzrok przed siebie. Uniosła delikatnie jedną brew, jakby była pewna tego, co robi. Teraz jej najlepszą bronią była kartka papieru w jej kieszeni oraz długopis. Odbije swoich rodziców z pomocą Magnusa. Ale teraz nie znała strachu, nie bała się Juliusa. Zaczęła tylko pragnąć… Spokoju. Rodziców. Miłości. Porządku.   Teraz   to   była   jej   książka.   To   ona   zadecyduje   o   zakończeniu,   ponieważ była Mówcą i nie musiała się już ograniczać.